Skrócona wersja tekstu:

W tym roku wziąłem udział w biegu „JATR by UTMB”, który prowadził przez Alpy Julijskie w Słowenii, o długości 100 km i przewyższeniu +5300m. Bieg zaczynał się w Radovljicy, przechodził obok Jeziora Bled i kończył się w Kranjska Gora. Trasa oferowała strome podejścia i malownicze widoki.

Z różnych przyczyn, moje przygotowania treningowe w tym roku nie były tak intensywne jakbym sobie tego życzył, ale ukończyłem bieg na 58 miejscu z ponad 300 uczestników. Fizycznie czułem się dobrze, a moja jedyna dolegliwość wynikała z wcześniejszego urazu palca. W trakcie biegu korzystałem z mini telefonu Cubot KingKong Mini 3, którym robiłem zdjęcia. Bieg był dobrze zorganizowany, a Słowenia zaskoczyła pięknymi krajobrazami. W trakcie zawodów spotkałem wielu ciekawych ludzi, z którymi dzieliłem się chwilami radości i trudności.

Ogólnie, bieg w Słowenii był świetnym doświadczeniem, zarówno pod względem sportowym, jak i poznawczym.

Rozszerzona wersja tekstu:

W tym roku zdecydowałem się odwiedzić Słowenię i pobiec 100km na „JATR by UTMB”.

ULTRA SKY TRAIL to około 100 kilometrowa trasa biegu przechodząca przez słoweńskie Alpy Julijskie. Przewyższenie: +5300m (początkowo +4200-4400m, ale dzień przed startem opublikowano nowy track gpx). Bieg startuje w Radovljicy, przechodzi obok Jeziora Bled, przez szczyty z widokami na Dolinę Górną Sawę, a kończy się w Kranjska Gora. Na trasie czekają m.in. strome podejścia na płaskowyż Jelovica i szczyt Stol oraz malownicze grzbiety górskie. Zakończenie to zbieg do Kranjska Gora z pięknymi widokami na Alpy. UST to część festiwalu biegowego Julian Alps Trail Run (od 2022 roku już jako „by UTMB”, czyli część UTMB World Series).

Piękne krajobrazy Słowenii. Już blisko do mety, chyba ok 96km. Fotę zrobiłem MINI TELEFONEM, z którym biegłem, więcej o sprzęcie niżej w tekście.

Kraj miło zaskakuje swoim pięknem, bieg bardzo dobrze zorganizowany. Poszło mi całkiem dobrze, co było raczej scenariuszem optymistycznym. Zakładałem po prostu ukończenie 100km, może w połowie stawki, byleby dotrzeć do mety w dobrej formie i nie na końcu, bo nie udało mi się w tym roku potrenować wystarczająco, a tymczasem dobiegłem jako 58 gość (z ponad 300) i drugi Polak. W dodatku nie czułem się źle, przyjaciele mówili, że nie wyglądam i nie zachowuję się jak po 100km 🙂 Bolała mnie tylko jedna noga bardziej, jest kilka powodów, jednym z nich będzie też pewnie paznokieć dużego palca, który wcześniej uszkodziłem nie-na-biegu, a wkrótce zejdzie. Bywa. Ostatnie miesiące faktycznie plan treningowy zrealizowałem i mocno trenowałem. Ostatnio skupiałem się na specyficznym treningu pod góry, ale wcześniej nie było dobrze: można powiedzieć, że brakowało 2 miesięcy treningu, którego nie mogłem z wielu powodów zrealizować. Tak więc – udany start, mimo obaw ogólnych 🙂

+5300m (nie 4400 jak początkowo zakładała trasa)

Zestawiając trudność tego biegu z Gorce Ultra Trail (100/+4800) i CCC:UTMB (100/+8600), to UST:JATR (100/+5300) ustawić można bliżej CCC niż GUT. Nie było tutaj co prawda długiego biegania na wysokości (charakterystycznego dla CCC, UTMB czy Lavaredo Ultra Trail), ale podejście na Stol (po 41km w nogach) dało się wszystkim we znaki i wejście na ok 2160m n.p.m. było odczuwalne. Jednak, w przeciwieństwie do CCC czy LUT nie biegnie się na wys. 2000-2200m przez 20km gdzie z braku aklimatyzacji do wysokości czy indywidualnej tolerancji na taki wysiłek możemy stracić sporo energii. Co na nas wpływa w górach (im wyżej, tym bardziej)? Ciśnienie atmosferyczne (niższe), gęstość powietrza (mniej tlenu), ciśnienie parcjalne tlenu, promieniowanie słoneczne (wyższe), jonizacja powietrza (dodatnia), wilgotność powietrza (mniejsza lub duże zmiany). Wysokości jakoś specjalnie nie odczułem, ale startowaliśmy o godzinie 21:00 w piątek, a w nocy już gorzej spałem, a w dzień nie potrafię, więc na podejściu i kawałek później zamiast konsekwentnie napierać, to straciłem trochę prędkości, ale nie powiem, że miałem kryzys. Oczywiście cały czas próbuję poprawić te elementy, z roku na rok jest lepiej 🙂 Teraz już tylko do przodu!

Jeszcze nic nie widać, ale zacząłem robić foty na próbę, w biegu 🙂 Była chyba 4:00.

Dbałem o siebie bardziej przez ostatnie 2 tygodnie przed biegiem, chyba pierwszy raz udało się to tak dobrze i „opłaciło”. W niepamięć poszły imprezy, śmieciowe jedzenie. Przed śniadaniem wypijałem wegańskie proteiny (w sumie to gainer, ale lekkostrawny, więc wagi się nie zyskuje za dużo, ale zdrowiej się czułem, mięśnie były dobrze odżywione). Starałem się spać jak człowiek, a nie siedzieć po nocach i niedosypiać. Zacząłem pilnować picia wody, suplementowałem regularnie magnez, wapń i potas, dosypywałem soli do niektórych szklanek z wodą. Przestałem też pić kranówę bezpośrednio i zacząłem odlewać przegotowaną. Zniknęło wiele problemów zarówno w normalnych warunkach jak i na biegu 🙂 Zamiast samemu używać węgla aktywnego, którego zabieram kilka tabletek na długie biegi i w góry, to podzieliłem się z innym polskim biegaczem i jak sam później mówił „uratowałem mu życie” (czyli bieg), bo na 41-ym kilometrze cierpiał na punkcie i chciał się poddać.

Na ~40km mieliśmy przepak (przygotowany wcześniej worek z rzeczami, przywieziony przez organizatorów) i mimo, że chyba 10 minut straciłem na poszukiwaniu swojego worka (z pomocą wolontariusza), to udało mi się sprawnie wykonać wymianę koszulki i czapeczki żeby odzyskać trochę komfortu, bo była chyba 1:00 w nocy i zrobiło się zimno. Wypiłem ponad 0.5 proteiny wegańskiej, którą rozrobiłem przed startem w bidonie (niestety to trochę za dużo, przynajmniej na tym etapie). Wymieniłem softflaski (bukłaki), dołożyłem do plecaka brakujących żeli, wegańskich żelek i wegańskich kabanosów. Przy wyjściu jeszcze zjadłem kilka łyżek czegoś co przypominało krupnik i okazało się wegańskie (wielki plus dla JATR:UTMB, tak trzymać! Na CCC:UTMB w 2021 r. nie było nic ciepłego do jedzenia, oprócz herbaty, dla wegan czy wegetarian), smaczne i przede wszystkim ciepłe. Poszedłem dalej, bo przez pełny żołądek nie mogłem biec przez kilka minut. Było dobrze, a później to pamiętne podejście na górę Stol… i szybka regeneracja w schronisku na szczycie 🙂

Gdy już wyszliśmy z punktu w schronisku na szczycie, to po 10 minutach „zbiegu” po luźnych kamieniach zaczęliśmy prawdziwy Sky Running na grani. 30 minut później zaczęło świtać, więc już widziałem nad jakimi przepaściami biegliśmy cały czas 🙂 No i zaczęło robić się pięknie…

Słoweńskie krajobrazy były piękne. Gdy tylko wzeszło Słońce, to i jakoś przyjemniej biegło się, nawet foty mini telefonem wyszły 🙂

Mini telefon, którego używałem, to Cubot KingKong Mini 3 i można go kupić pod tym linkiem: https://allegro.pl/oferta/smartfon-cubot-king-kong-mini-3-lte-dual-6-128gb-13471757388?utm_medium=afiliacja&utm_source=ctr&utm_campaign=676a4c8c-f486-48dc-8f0e-c8c9950a101a#

Gdzieś na grani… oset i krajobrazy w Słowenii <3 foto: ja, Cubot KingKong3 Mini

Przy dobrej optymalizacji bateria trzyma kilka dni (pewnie w trybie samolotowym i super-oszczędnym z ograniczeniem funkcji, to dłużej), telefon jest 2x mniejszy od tych typowych, waży ok 150g (standardowe telefony to ~250g, 300g z etui/pancerne) i jest w miarę pancernej obudowie (dodatkowo przychodzi do nas już oklejony folią na wyświetlaczu). KingKong3 jest wodoszczelny i pyłoszczelny, spełniając wymogi klasy IP68/IP69. Zawiera Android 12 i 6gb RAM – co pozwoli używać go jak normalnego telefonu i apek których potrzebujemy. Aparat 20mpix z tyłu. Nie jest źle jak na wersję mini. Koszt to ok. 650 zł gdy go kupowałem i nie mam zamiaru oddawać. Przydaje mi się zarówno na treningach gdy nie chcę zabierać nawet „nerki”, albo na wyjazdach jako zapasowy telefon. Specyfikacja jest w opisie na Allegro oraz w tym serwisie. Polecam 🙂

Wszystkie foty podczas biegu robione tym „telefonikiem” 🙂

foto: ja, Cubot KingKong3 Mini

Na biegu fajni ludzie, z różnych krajów, z biegaczem z HongKongu zgubiliśmy się gdzieś przy moście i do trasy doszły nam schody i z 600m biegu – ale widok z mostu niesamowity 🙂 Wzajemne motywowanie to też norma, jak choćby 10-tej dziewczyny na biegu aby przyspieszała, bo miejsce na nią czeka, pomoc czy zainteresowanie losem siedzącego bez sił człowieka… Z kolegą Arturem z Polski i z Jeffem z UK biegliśmy najdłużej razem, od 30-tego kilometra wymijając się często, albo spotykając na punktach. Wspólne kryzysy, radość i rozmowy, jak to na ultra 🙂 Później piąteczki i przytulańce na mecie.

Podsumowując: było dobrze to pobiec, nie uważam, żeby mimo bólu (noga i schodzący paznokieć) był to kryzys, może na podejściu straciłem sporo czasu oraz na jednym odcinku (już w upale), gdy na 5km właściwie skończyła mi się woda (zresztą, nie tylko mnie). Było naprawdę fajnie, Słowenia jest też fajna, ludzie mili, organizacja przednia. Jedyny minus to chyba brak koszulki/kamizelki/kurtki dla finishera 100-170km. Uważam, że jest to potrzebne 🙂

Do tematu Słowenii i tej wyprawy jeszcze wrócę przy okazji kolejnego artykułu (częściowo uzupełnienia tekstu o wodzie pitnej w terenie, który jest u mnie na stronie) – na pewno warto wspomnieć o Triglav, pięknie przyrody, wodzie, chatkach do spania, czy mało ekologicznych schroniskach i zachowaniach właścicieli/służb. A teraz kończę i zostawiam kilka fot, też robionych telefonikiem Cubot KingKong3 Mini. Pozdrawiam, R. Sworski.

Krówka ustawiła się do foty 🙂
Wysokość to jakieś 1900mnpm! Foto: Cubot KingKong3 Mini
Rzeka, która chłodziła nasze czapki aż do mety.
Finito 🙂 Medal za 100km!
Polska ekipa 100km, a przynajmniej część, która spotkała się na parkingu przed wyjazdem na start. Później jechaliśmy „polskim” autobusem razem 🙂 Ja z prawej.